Najnowsze komentarze
bonq do: Suzuki
Dzięki za odpowiedzi, nad glanami ...
doomdoom do: Suzuki
jesli buty to jak borsuk mowi - wa...
Borsuk2 do: Suzuki
Ej, stac Cie na neoteca, to kup i ...
Szkoda Suzi, ale przynajmniej już ...
Lisous The ONe do: Jazda, Egzamin, oczekiwanie.
Stres będzie towarzyszył egzaminow...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

15.06.2011 01:31

Jazda, Egzamin, oczekiwanie.

Jazdy po mieście, Egzamin kat "A"

Kawał czasu już nie pisałem, tak jakoś wyszło, dużo się rzeczy zmieniło od ostatniego czasu. Skończyłem kurs, a nawet w poniedziałek zdałem prawko i jestem wniebowzięty.

W poprzednim odcinku:

Jazdy mijały dość szybko, godzina za godziną, mijała niczym z bicza strzelił. Pewnie dlatego, że strasznie wciągająca jest jazda na dwóch kołkach. Jazdy po mieście, wyglądały tak, że ja prowadziłem a instruktor siedział za mną i w razie czego mówił, co i jak. Na początku, było sporo błędów, tyle się działo dookoła, a tu jeszcze prze gazówka, albo jakiś samochód, który się wpycha przed ciebie na centymetry nie zważając uwagi na to, że się tutaj uczysz, jak się nie zabić w szybki sposób. Ale wraz z dłuższą znajomością z motocyklem i ilością godzin błędy były eliminowane. Aż w końcu czułem się bardzo pewnie na motocyklu i bardzo swobodnie w jeździe po mieście. Współpracę z panem Mietkiem (instruktorem) zakończyłem ponad miesiąc temu, po wyjechaniu godzin i zaliczeniu egzaminu praktycznego wewnętrznego. To były dobre czasy, Będzie mi brakować anegdot o jeździe, instruktaży jak spawać bak motocyklowy, albo jak ciąć nożyczkami szkło.  

Uważając, że zostałem wystarczająco dobrze zaznajomiony z motocyklem, by czuć się na nim pewnie i spokojnie, postanowiłem zapisać się na egzamin.

Egzamin

Egzamin, jak to bywa więcej stresu, a niżeli samego zdawania. O dziwo, miałem większy strach przed testami teoretycznymi, niż samą praktyką. Samo czekanie jest dołujące, wpatrujesz się w numer sali 106 i starasz się myśleć o wszystkim, byle tylko nie o egzaminie. Nie pomagało przeczytanie na gablotce instrukcji w razie pożaru, czy jak udzielić prawidło pierwszej pomocy, albo jak się zachować, na wypadek ataku gazowego, nalotu, skażenia itp. Na szczęście czas oczekiwania miną bez zawało u mnie i innych oczekujących, weszliśmy do sali, rozgościliśmy się przed monitorami z panelami wbudowanymi w blaty. Po krótkim instruktarzu, sprawdzeniu danych, i takich mało istotnych rzeczach, rozpoczął się test, miałem pytania dość proste, więc nie było jakoś specjalnie trudno, niektórzy wychodzili po 2 minutach i pozytywnym wynikiem, ja wyszedłem po 6-7, sprawdzając, na wszelki wypadek z 2 razy, czy dobrze zaznaczyłem odpowiedzi, nie chciałem oblać, przez swoje niedopatrzenie .

Po uzyskaniu pozytywnego wyniku, udałem się do poczekalni przy placu (tam jest klima J). Jako, że moje nazwisko jest 3 literowe, a na dodatek na B, szybko znalazłem się na placu i myślałem, o milszej części egzaminu.

Aż tu nagle:

Właśnie, co się stało ? Nie mogłem uwierzyć swoim oczom, zamiast Yamahy, miałem przed sobą Hondę, o jakie było moje zaskoczenie, ale co tam damy radę ! Przeszedłem obsługę techniczną, przygotowałem się do jazdy i ruszam, o dziwo udało się, podjechałem na ósemkę, wszystko ślicznie, podjeżdżam pod slalom, zatrzymuje się, chce ruszyć i zgasło życie w silniku. Tak jakby trochę mojego życia też w tej samej chwili, po czym dostałem uwagę i drugą możliwość startu. Stres zrobił swoje, puściłem za szybko klamkę i silnik znowu zgasł. Egzamin niezaliczony. Cząstka mnie umarła, egzaminator był w porządku, po egzaminie, powiedział parę komentarzy co zrobiłem źle, że klamka, za szybko puszczona, bo się zniecierpliwiłem i że często przez to ludzie nie zdają. Ale cóż odchudził się portfel o kolejne 140 zł i ponowny egzamin tydzień później, czyli ten poniedziałek.

Mogło zaboleć

W poniedziałek przyszedłem punktualnie na 10:30, gdzie czekałem na swoją kolej. Oglądałem jak inni próbują swoich sił z motocyklami i samochodami. Przyglądam się i patrzę jak młoda dziewczyna elegancko się buja na egzaminacyjnej yamaszce, zalicza slalom ósemkę, zaczyna hamowanie awaryjne, rozpędza się, po czym próbuje hamować, rozlega się pisk opon, i dziewczyna ląduje na asfalcie z motocyklem, ogólne zaciekawienie, co się stało, na szczęście wyszła bez szwanku na zdrowiu, wstała, a później jak szła z egzaminatorką nawet się uśmiechała. Niestety moto ucierpiało, straciło prawy kierunek i wykrzywiona została prawa manetka, usterki nie duże i szybko motocykl naprawiono.  A skąd to wiem? A z stąd, że 15 minut później miałem swój egzamin na tej zabójczej bestii. Przyznam, że na początku nie czułem się pewnie, nawet miałem stracha, ale po hamowaniu awaryjnym i wyjeździe z placu uwierzyłem w siebie, przejechałem jakoś rzeszowskie miasto i zdałem. Radość była nie do opisania, gdy dostałem kartkę z wpisem pozytywny ! :P

Teraz tylko oczekuje na wyrobienie nowego prawka i poszukuje pracy na okres letni, by zarobić, na jakiś fajny motocykl i odzież do niego. Zobaczymy, jak się uda, to może już w przyszłym sezonie pojeżdżę po polskich drogach, na własnym i we własnym sprzęcie.

Znowu się rozpisałem, jeżeli ktoś przeczytał całość dziękuj mu za wytrwałość :)

BonQ

Komentarze : 7
2011-06-16 09:52:36 Lisous The ONe

Stres będzie towarzyszył egzaminowi zawsze. Nawet gdy podchodzisz do niego po 12-to krotnym okrążeniu naszej pięknej planety w ciągu 14tu lat. A jak ... zostałem skierowany na egzamin sprawdzający kwalifikacje ;D kat B po wyłapaniu 24 pkt (pokłony dla trasy Wro -Wawa). Teoretyczny trwał w moim przypadku 81' ;) a na praktyce z nerwów stopy tańczyły mi na pedałach jakbym 10 podwójnych kaw zaaplikował per rektum.
Za 2 tyg mam egz na kat A. Jeżdzę jednośladami od 22 lat. Instruktor powiedział że teraz to już mogę jeździć jak Jedi z zasłoniętymi oczami. I zgadnijcie co ... nogi trzęsą się na samą myśl o egzaminie ... heheh paranoja.

2011-06-16 09:30:10 morham

Każdemu zdarza się osiągnąć taki punkt, że mu już wszystko za przeproszeniem "zwisa". W momencie jak odpada czynnik stresu jest dużo łatwiej.

2011-06-16 09:08:29 bandziorro

Z tymi nerwami to niekoniecznie jest regula :). Przyznam, że (nie zgrywajac hojraka), ja się nie stresowałem przed egzaminem. Nie dlatego, że jestem kozak czy nie dlatego, że byłem pewien wygranej.

Po prostu, stres zjadł mnie dzień wcześniej, w związku z czym oblałem kat B. Dzień później, zasoby stresu były jeszcze wyczerpane. TO co czułem przypominało skrzyżowanie obojętności z lekkim przeświadczeniem o tym, że nie zdam oraz podejściem na luzie: "a co tam, będzie jak będzie...". W dodatku klientka przede mną zepsuła motocykl i dostałem kompletną padakę 125ccm ;)

Nie było bezbłędnie, ale zdałem. Jak widać, stres rzeczywiście ma spory wpływ na wynik egzaminu.

2011-06-15 18:37:47 bonq

Egzamin nie jest taki straszny, więcej jest nerwów przed, aniżeli jazdy. Szkoda, że dziewczynie nie wyszło, dobrze jej szło.

@Tomn powodzenia na egzaminie !

2011-06-15 12:29:58 damian rze

Czołem sąsiad, gratuluję zdanego egzaminu.
Jak ja w zeszłym roku zdawałem to też sie koleś rypnoł tyle że pod wzniesieniem. Jak on to zrobił.... nie wiem.

2011-06-15 11:41:56 aaadddaaammm

"miną bez zawało" - no na to to mi brak słów
ale ogólnie czytało się przyjemnie, pozdrawiam

2011-06-15 11:09:10 tomn

Tekst czytało się fajnie. Sam jestem teraz przed egzaminem.

Pozdrowienia

  • Dodaj komentarz